Pewnego dnia przychodzę po dzieci do przedszkola, a Zosia z promiennym uśmiechem woła od progu "Mamo, mamo musimy zrobić misia na konkurs". Chciałam, nie chciałam misia zrobiłam niemal w ostatniej chwili. Dziewczynki go wypchały, ja wszystko pozszywałam i w okolicach dobranocki miś był gotowy.
Miś był bardzo smutny i taki ... goły. Dziewczynki od razu go ubrały.
Razem z ubrankiem dostał imię "Paulinka" :)
Kiedy myślałam, że mam już wszystko dopięte na ostatni guzik i choć na chwilkę usiądę, odpocznę po całym dniu, przybiegła Zosia mówiąc:
"Mamo, ale Paulinka nie ma się w co jutro ubrać".
"Jak to nie ma? a ta spódniczka jest zła?"
"Ale to nie jest jej spódniczka, ona ją tylko pożyczyła. Ona nie ma się w co ubrać"
I co mogłam zrobić ? Godzina dziesiąta,zamiast kłaść się do łóżka, to siadam do maszyny.
Po godzinie "Paulinka " otrzymała nową spódniczkę i fartuszek. I tak wystrojona pomaszerowała dziś do przedszkola.
Ciekawa jestem co dziś mi wymyślą i czy kiedykolwiek będę w stanie powiedzieć, że czegoś im nie zrobię, bo po prostu chcę już odpocząć.
Jak jest się dobrą mamą taką jak ty, to taki czas raczej nie nadejdzie ;) Moje córki mają ponad 20 lat i ciągle mama musi "coś uratować". Miś jest śliczny! Pozdrawiam Marzanna
OdpowiedzUsuńpięknie ...ale zdolne ręce i do tego szyty ręcznie ...cudny ,pozdrawiam
OdpowiedzUsuńHaha, jakie troskliwe opiekunki dla Paulinki :) I jakie to kobiece - "nie ma się w co ubrać!" :)
OdpowiedzUsuńJaka słodka ta Paulina.Bardzo ładnie Ci wyszła.Wypadałoby teraz drugiego uszyć dla dziewczynek albo najlepiej każdemu po takim ślicznym misiu
OdpowiedzUsuń