Ostatnio wszystko co robię związane jest z życiem przedszkolnym moich dziewczyn, ich zajęciami i zdrowiem Jaśka, a właściwie jego brakiem :). Dla siebie czasu w zasadzie nie mam, nie mówiąc już o zrobieniu czegokolwiek, albo nawet skończeniu.
Pewnego dnia przychodzę po dzieci do przedszkola, a Zosia z promiennym uśmiechem woła od progu "Mamo, mamo musimy zrobić misia na konkurs". Chciałam, nie chciałam misia zrobiłam niemal w ostatniej chwili. Dziewczynki go wypchały, ja wszystko pozszywałam i w okolicach dobranocki miś był gotowy.

Mierzy sobie jakieś niecałe 30 cm. Powstał ze skrawków szarego i czarnego welurku (skrawki otrzymałyśmy od miejscowej krawcowej, w zasadzie całą torbę rożnych skrawków :)) No i szyty jest całkowicie ręcznie.
Miś był bardzo smutny i taki ... goły. Dziewczynki od razu go ubrały.
Razem z ubrankiem dostał imię "Paulinka" :)

Miś do gustu przypadł nie tylko dziewczynkom. Zapowiadała się wielka wojna, bo przecież miś miał iść rano do przedszkola.

"Paulinka" musiała zaśpiewać kilka kołysanek na dobranoc i dopiero wtedy mogła pożegnać się z Jankiem, by rano nie spóźnić się na konkurs.
Kiedy myślałam, że mam już wszystko dopięte na ostatni guzik i choć na chwilkę usiądę, odpocznę po całym dniu, przybiegła Zosia mówiąc:
"Mamo, ale Paulinka nie ma się w co jutro ubrać".
"Jak to nie ma? a ta spódniczka jest zła?"
"Ale to nie jest jej spódniczka, ona ją tylko pożyczyła. Ona nie ma się w co ubrać"
I co mogłam zrobić ? Godzina dziesiąta,zamiast kłaść się do łóżka, to siadam do maszyny.
Po godzinie "Paulinka " otrzymała nową spódniczkę i fartuszek. I tak wystrojona pomaszerowała dziś do przedszkola.

Ciekawa jestem co dziś mi wymyślą i czy kiedykolwiek będę w stanie powiedzieć, że czegoś im nie zrobię, bo po prostu chcę już odpocząć.