Zamiast cieszyć się przywilejami należnymi "słomianej wdowie" rozchorowałam się na dobre. Ledwo mogę oddychać, kaszlem budzę Jaśka jak tylko przyśnie. Najchętniej nie wychodziłabym z łóżka, a tu Jaś woła i ta sukienka do chrztu. Nie powiem przybywa jej w dość szybkim tempie, ale .... Czy też tak macie, że jak coś trzeba zrobić na określony termin, to do tej pracy muszę się zmuszać. Jak nie mam określonego czasu, to szydełko samo mi śmiga w rękach ... Może to jednak wynik złego samopoczucia....
Skończoną sukienkę pokażę w sobotę.
Etykiety
biżuteria
(36)
buciki niemowlęce
(15)
chusty
(3)
czapeczki
(33)
decu
(3)
druty
(12)
dzieci
(77)
filcowanie na sucho
(2)
haft
(2)
inne
(65)
kocyk niemowlęcy
(5)
koronka irlandzka
(6)
makrama
(6)
opaska
(3)
ozdoby świąteczne
(8)
poncho
(1)
profitka
(1)
przebranie
(11)
przeczytałam
(1)
serwetka
(1)
sukienki do chrztu
(10)
szycie
(25)
szydełko
(65)
środa, 7 października 2009
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Życzę szybkiego powrotu do zdrowia :)
OdpowiedzUsuńA niech to! Nie choruj!!! Zabrania się surowo!!!
OdpowiedzUsuńSerdecznosci i usciski!\vivi